wtorek, 2 sierpnia 2016

Te paskudne SLSy...;)


fot. fotolia.com

Laurylosiarczan sodowy, nazywany w skrócie SLS, to jeden z tych składników, który w dyskusjach na temat składu kosmetyków budzi wiele emocji. Oskarża się go o powodowanie stanów zapalnych skóry, chorób na podłożu alergicznym, a nawet nowotworów. Czy słusznie?       
                SLS jest stosowany powszechnie w detergentach i kosmetykach. Należy do grupy związków powierzchniowo czynnych, co w praktyce oznacza, że jego wodne roztwory umożliwiają emulgowanie i usuwanie zabrudzeń z powierzchni skóry i włosów. To, że Twój szampon, czy żel pod prysznic dobrze się pieni, to zasługa właśnie SLS lub jego kuzyna SLES, albo innych składników z tej grupy. Jako substancja myjąca i pianotwórcza SLS może powodować podrażnienia, dotyczy to jednak osób, które są wrażliwe na ten składnik. W innych przypadkach kontakt substancji ze skórą jest zbyt krótki, by mógł ją uwrażliwiać. To zupełnie tak, jak z każdą inną substancją, na którą jesteśmy uczuleni. Jeśli o tym wiemy oczywistym jest, że unikamy alergenu. Kiedy język puchnie Ci po zjedzeniu orzechów, raczej nie będziesz po nie chętnie sięgać prawda? Ale do rzeczy.  
                Na fali popularności tzw. kosmetyków ekologicznych, organicznych, bio itd. (żeby była jasność, jestem zwolenniczką poszukiwania dobrej jakości składników naturalnych w kosmetykach, uważam jednak, że we wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek) wokół SLS zgromadziło się wiele niedopowiedzeń i historii wyssanych z palca, które urosły do rangi prawd objawionych. Są powielane na blogach i stronach internetowych bez zweryfikowania ich prawdziwości.           
Badania in vitro i in vivo prowadzone od 1983 wykazały, że laurylosiarczan ma działanie drażniące w stężeniu ok 2% i wyżej. Działanie to pogłębiało się w przypadku zwiększania stężenia substancji. Trzeba jednak podkreślić, że dotyczyło one preparatów, które pozostawały na skórze przez dłuższy czas. W tym przypadku za bezpieczne uznano stężenie do 1% składnika w produkcie.            
Inaczej ma się sprawa z kosmetykami służącymi do krótkiego kontaktu ze skórą czy włosami, które są szybko zmywane. Tu nie wykazano drażniącego działania substancji. Wspomnieć również trzeba, że w badaniach stosowano czysty roztwór SLS. W kosmetykach substancja ta pełni rolę emulgatora i „zmywacza” i nigdy nie jest stosowana samodzielnie. W składzie dobrych preparatów zawsze znajdziecie substancje łagodzące drażniące działanie laurylosiarczanu, należy do nich choćby powszechnie stosowany pantenol.    
                Co się tyczy rzekomej rakotwórczości SLS – żadne badania jej nie potwierdziły. Podobnie rzecz ma się z kumulacją składnika w organizmie, jego przedostawaniu się do mózgu, nerek i innych organów. Nie bardzo potrafię zrozumieć skąd ten pomysł. Nie udało mi się znaleźć żadnego poważnego źródła potwierdzającego te sensacyjne wieści. Jeśli na takie natraficie, bardzo proszę o ich wskazanie. Podobnie nie udowodniono wpływu na DNA, rozwój płodu, a nawet na wywoływanie alergii.   
                Bez wątpienia SLS, jako substancja emulgująca może uszkadzać barierę hydrolipidową naskórka, jednak podkreślam, że wszystko zależy po pierwsze, od stężenia, po drugie od obecności innych substancji w kosmetyku. Jeśli więc skóra Twojej głowy jest z natury sucha i skłonna do podrażnień, czytaj dokładnie etykiety. W Twoim przypadku być może rezygnacja z SLS będzie korzystna. Piszę „być może” ponieważ wielokrotnie okazuje się, że to nie on jest winowajcą, jednak tego dowiedzieć się możesz jedynie dokładnie obserwując reakcje skóry na stosowane preparaty.      SLS (i jego nieco łagodniejsza wersja SLES) to bardzo dobra substancja myjąca, szeroko przebadana pod względem toksykologicznym i uznana przez wszystkie organizacje naukowe zajmujące się badaniami kosmetyków za bezpieczną. Oczywiście, możemy zaraz doszukiwać się „spiskowych” działań przemysłu kosmetycznego, ja jednak wolę zachować odrobinę zdrowego rozsądku, co w dobie internetowych – forumowych ekspertów od wszystkiego bywa bardzo trudne. Pamiętajmy, że – jak pisał Paracelsus - Dosis facit venenum. Dawka czyni truciznę, jeśli więc przesadzamy ze stosowaniem danego składnika, z dużym prawdopodobieństwem w końcu nam zaszkodzi. 

Źródła:
http://www.dweckdata.com/Research_files/SLS_compendium.pdf
http://www.kosmopedia.org/encyklopedia/sodium_lauryl_sulfate,1142
http://www.kosmopedia.org/bezpieczenstwo_kosmetykow/szkodliwe_skladniki_kosmetykow/
http://artofbeauty.com.pl/medycyna-estetyczna/poradnik/czytaj-etykiety-kosmetykow
materiały z konferencji i sympozjów kosmetycznych


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz